„Tu dostaję wędkę” - rozmowa o Hashimoto, eliminacji i chęci do działania


Budowanie indywidualnej diety. Zadbanie o adekwatny status żywieniowy, optymalny styl życia, sposób myślenia i codziennego działania. A wszystko to dostosowane do możliwości danej osoby, do jej codziennych wyzwań. Oto cel realistyczny i przymnażający mocy do długoterminowego działania, wspierający ciało i umysł. Dający zdrowie i pozwalający realizować życiowe marzenia.


Konkretne umiejętności, skuteczne nawyki i specjalne strategie umożliwiają samodzielne radzenie sobie nawet w sytuacji choroby autoimmunologicznej, na którą na ten czas nie ma lekarstwa. Tak właśnie było w przypadku M., u której w wieku 27 lat zdiagnozowano chorobę Hashimoto. Po 16 latach podjęła wielkie wyzwanie: działać tak, aby dążyć do wprowadzenia choroby w stan remisji.

Choć droga nie jest łatwa, M. codziennie odnosi sukces w pokonywaniu jej. Niech ta historia będzie inspiracją dla wszystkich – zarówno tych zmagających się z chorobami autoimmunologicznymi, jak i ich bliskich.

Zapraszamy do lektury wywiadu.

 

 

Michalina Bończa-Tomaszewska: Powiedz proszę coś o sobie. Jesteś aktywną osobą?

Mam 44 lata. Kocham ruch, kocham trenowanie. Jestem związana ze sportem od najmłodszych lat. Wyniosłam to z domu rodzinnego. Kiedyś trenowałam narciarstwo zjazdowe, potem zajmowałam się amatorsko wieloma dyscyplinami.

Trenowałam w czasach, kiedy wiedza o żywieniu i jego bezpośrednim wpływie na kondycję zawodnika ograniczała się do kilku ogólników i haseł w stylu „Pij mleko, będziesz wielki”. Dodatkowo narciarstwo zjazdowe nie wymagało ode mnie wyrzeczeń żywieniowych, bo (sprowadzając jedno z praw fizyki do branżowej mądrości) mówiono nam, że „masa jedzie” i karmiono dość obficie. Kiedy przestawiłam się na amatorskie uprawianie sportu mając 20-30 lat, nie poświęcałam wiele uwagi zagadnieniom żywieniowym i suplementacji. Coś takiego jak makroskładniki długo dla mnie nie istniało.

Ciało służyło mi w zasadzie bezawaryjnie. Nie miałam problemów z kontuzjami. W wieku 27 lat zdiagnozowano u mnie chorobę Hashimoto. Radziłam sobie z nią przy pomocy suplementacji sztucznym hormonem tarczycy.

 

MBT: Co Cię zmotywowało, żeby rozpocząć program SZTUKI ŻYWIENIA?

Około 2015 roku, na fali zainteresowania nowym sportem, wspinaczką skałkową, zapisałam się do Klubu Wysokogórskiego Warszawa. Dzięki temu trafiłam na warsztaty dotyczące żywienia sportowców, które prowadził Marcin. Dowiedziałam się sporo przydatnych rzeczy z zakresu żywienia i suplementacji. Marcin otworzył mi oczy na wpływ treningu na gospodarkę hormonalną i samopoczucie. Zaczęło do mnie docierać, że organizm to system naczyń połączonych i nie można w oderwaniu od ogólnej kondycji i uwarunkowań zdrowotnych bezkarnie wykonywać zbyt mocnych treningów, uczestniczyć w zawodach w długodystansowych biegach górskich itp., choć na tamtym etapie mojego życia i one nie były (pozornie) problemem.

Przez kilka lat skutecznie stosowałam wiedzę z warsztatów w zakresie żywienia i treningu między innymi dzięki temu, że odwiedzałam od czasu do czasu stronę SZTUKI ŻYWIENIA i wertowałam udostępnianą tam bezpłatnie wiedzę. Do Marcina zgłosiłam się w sytuacji, gdy to, czego nauczyłam się na warsztatach „nagle” przestało działać. Od czasu warsztatów jednak wiele zmieniło się w moim życiu…

Dwa lata przed rozpoczęciem współpracy z Marcinem, w wyniku kilku splotów okoliczności powodujących ogromny stres, moje zdrowie znalazło się na równi pochyłej. Zaczęłam mieć spore kłopoty ze snem. Stres i zmęczenie najchętniej „zajadałam cukrem”. Trapiły mnie kłopoty z trawieniem, dokuczały bóle brzucha. Przybierałam na wadze i zatrzymywałam wodę. Treningi zaczęły mnie bardzo męczyć. Dobra forma była wspomnieniem, co było naprawdę bardzo frustrujące. Spadki energii rekompensowałam kawą. W pewnej chwili zdałam sobie sprawę, że sama raczej z tego błędnego koła nie wyjdę.

Na problemy z trawieniem lekarze proponowali zaawansowane środki farmakologiczne a ja miałam poczucie, że nie tędy droga. Tabletki, krople czy antybiotyki to nie jest rozwiązanie moich problemów. Skorzystałam z metod obrazowania jakie daje współczesna medycyna (chwała jej za to!) i upewniłam się, że nie ma nic niepokojącego w opisie obrazu mojego układu pokarmowego. Potem ruszyłam w kierunku przeciwnym niż wskazywały wypisywane mi przez lekarzy recepty.

Na przekór powiedzeniom takim jak „lepiej już nie będzie”, „to zaawansowana PESEL-oza”, czy „jak wstajesz rano i cię nic nie boli, to znaczy, że umarłaś”, postanowiłam jednak wziąć sprawy w swoje ręce. Dać sobie szansę na lepsze życie. Nawet jeśli miało to wymagać znacznego wysiłku i zaangażowania. Po prostu uznałam, że jestem dla siebie bardzo ważna i zrobię wszystko, żeby zapewnić sobie najwyższą możliwą jakość życia, czyli bezcenny dla mnie dobrostan psycho-fizyczny.

 

MBT: Na jakich polach zobaczyłaś największe zmiany?

Pierwszym jest zdrowie. Widzę wielką poprawę w pracy układu pokarmowego. Nie czuję bólu i dyskomfortu związanego ze słyszalnym „życiem” toczącym się w moim brzuchu (mam na myśli przelewanie, bulgotanie, wzdęcia, gazy, odbijanie, czkawkę i wszystko to, czego nie chcielibyśmy rejestrować ani u siebie, ani u nikogo innego).

Widzę też różnicę w swojej sylwetce. Udało mi się wrócić do rozmiaru 38, a nosiłam rozmiary 42/44.

Mam więcej energii. Na treningach i poza nimi. Jest to jeden z większych (o ile nie największy) plus współpracy, zaraz po uspokojeniu trawienia. Wieczorami i w weekendy nie czuję się jak „spruty sweterek”. Nie wegetuję na krawędzi załamania brakiem energii do działania. Jestem „głodna” aktywności. I to, myślę, jest najlepsza ocena mojej kondycji.

To dobre samopoczucie, które jest moją nową normą już od dłuższego czasu, koreluje z wynikami badań: obniżył się poziom anty-TPO, w normie jest poziom fT3, fT4 oraz rT3.

 

MBT: Z Marcinem pracowaliście nad zmniejszeniem dolegliwości wynikających między innymi z choroby Hashimoto. Opowiedz proszę trochę na ten temat.

Choroby autoimmunologiczne są trudnym tematem dla chorych (i pewnie też lekarzy). Literatura fachowa bywa zbyt hermetyczna do przyswojenia dla pacjenta a fora internetowe roją się od wszelkiej maści znachorów i fanatyków metod nie znajdujących potwierdzenia w badaniach. Dodatkowo, nowe objawy mogą pojawiać się wiele lat po zdiagnozowaniu choroby a pacjent niekoniecznie będzie je ze sobą wiązał. Tak było w moim przypadku.

Lekarze, których spotkałam na swojej drodze, ani razu nie zlecili mi badań w kierunku alergii pokarmowych. Bywało, że nie zająknęli się słówkiem o kluczowej w tych chorobach suplementacji. Gdzieś przeczytałam, że weterynarze zawsze pytają o to, co chore zwierzę jadło, aby dotrzeć do sedna problemu. W stosunku do człowieka lekarze aż takiego zainteresowania nie mają. Temat mojej diety w wywiadzie nie zaistniał nigdy. Zalecenia żywieniowe ograniczały się „diety lekkostrawnej” czyli z reguły do białego pieczywa, pieczonego drobiu i gotowanej marchewki. Zupełnie pomijały specyficzne zależności między pokarmami a stanem zdrowia. Ale może miałam akurat mało szczęścia w tym zakresie.

Miałam coraz większe kłopoty z trawieniem, więc zaczęłam szukać ich przyczyny. Nie oczekiwałam cudów, skoro miałam kłopoty od ponad roku. Wychodziłam z założenia, że skoro nie działało coś co działało wcześniej, to znaczy, że trzeba dokonać korekt. Albo na własną rękę albo z pomocą profesjonalisty. Mnie na własną rękę po prostu nie wyszło. Post warzywno-owocowy nie był remedium na moje kłopoty i nie dał długofalowych rezultatów a wszelkie problemy gastryczne w krótkim czasie powróciły.

Wiedziałam, że permanentny rozstrój żołądka doprowadzi mnie do ruiny. Potrzebowałam pomocy specjalisty od żywienia i suplementacji, bo „lekkostrawna dieta” oraz krople i antybiotyki przepisywane mi przez lekarzy na problemy z jelitami i żołądkiem nie działały.

 

MBT: Wspomniałaś o poprzednich próbach z dietami. Przez jakiś czas nie jadłaś mięsa, Twoja dieta była wręcz wegańska. Jak na to patrzysz z perspektywy tego, co wiesz teraz?

Nie jadłam mięsa 5 i pół roku. Miałam do tego głębokie przekonanie ideologiczne. I nagle po ciężkiej zimie i przedwiośniu (dużo wtedy pracowałam) zaczął mi się śnić stek wołowy. Zignorowałam ten sen dwukrotnie na przestrzeni 3 miesięcy. Ale za trzecim razem jak sen się powtórzył a ja nadal nie byłam w formie (brakowało mi energii, ciągle byłam zmęczona, nie mogłam się zregenerować), poszłam po prostu do knajpy i zamówiłam steka well done. Był pyszny. I tak po prawie 6 latach wróciłam do jedzenia mięsa.

Nie oceniam ani dobrze, ani źle okresu wegetarianizmu w moim życiu. Z perspektywy czasu, okres bez mięsa widzę jako element drogi w poszukiwaniu optymalnego sposobu funkcjonowania i zapewnienia sobie zdrowia.

Obecnie - po współpracy z Marcinem i wielu badaniach diagnostycznych jakie wykonaliśmy - jestem bardzo zadowolona z mojego sposobu żywienia. Dobrze służy mojemu zdrowiu. Białko pochodzenia zwierzęcego jem praktycznie w każdym posiłku. Staram się kupować mięso z dobrych źródeł. Nie odczuwam dolegliwości ze strony układu pokarmowego a to jest dla mnie priorytetem. Mam dobrą koncentrację, szybciej się regeneruję, wolniej męczę, jestem w stanie intensywnie trenować. Jestem też bardzo zadowolona ze zmian sylwetki.

 

fot. archiwum prywatne M.

 

MBT: Nie ma co ukrywać, że zmiana sylwetki też była dla Ciebie ważna. Jak do tego podchodzisz? Czy traktujesz to jako skutek uboczny wprowadzania nawyków?

Najważniejszym celem współpracy było opanowanie dolegliwości żołądka i jelit. Jak już mówiłam, organizm to system naczyń połączonych. Bez zrobienia porządku z trawieniem, niemożliwe były zmiany sylwetki. Trening w sytuacji stanu zapalnego w organizmie nie działał tak skutecznie jak by mógł – sprawdzałam to sama przez rok. Głowa chciała, ale ciało nie było w stanie, bo chorowało. Zmiany w sylwetce zachodziły bardzo, bardzo powoli. Dopiero po opanowaniu problemów z trawieniem zaczęły się widoczne postępy w treningu i pożądane zmiany: zmniejszenie obwodów, pozbycie się tkanki tłuszczowej.

 

 

22.03

17.04

27.04

02.06

31.08

 

21.04

11.05

 

 

2019

 

2020

 

waga

69,5 kg

69 kg

68,6 kg

67,9 kg

67,9 kg

 

63 kg

62 kg

- 7,5 kg

klatka

97

97

97

97

98

 

94

94

- 3 cm

wcięcie

76

74

73

74

73

 

69

69

- 7 cm

talia 2

(na wysokości pępka)

80

81

80

81

80

 

75

75

- 5 cm

biodra 1

98

97

94

96

96

 

91

91

- 7 cm

biodra 2

 

105

102

103

103

 

100

99

- 6 cm

udo prawe

62

61,5

61

61

60

 

59

58

- 4 cm

udo lewe

60,5

60

60

58

59

 

57

56

- 4,5 cm


MBT: Pierwsze konkretne efekty było widać po 5 miesiącach, a utrwaliły się po kolejnych dwóch. Pracowałaś nad siłą i kondycją, przez co zmieniła się kompozycja ciała – mięśnie zostały, ale ubyło sporo tkanki tłuszczowej. Jak to oceniasz? Widziałaś te zmiany po ubraniach i w lustrze? Czy inne osoby zwracały na to uwagę?

Oceniam to bardzo pozytywnie. Fajnie mieć mniej opięte ubrania. Fajnie jest „nosić” mniej kilogramów, czuć taką „lekkość”. Dodaje to pewności siebie. Dużo konkretnych działań dzień po dniu, tydzień po tygodniu i miesiąc po miesiącu dało w konsekwencji sukces. To nie był tydzień postu owocowo-warzywnego, dieta 1000 kcal czy jakieś inne modne wynalazki. To była systematyczna robota dzień za dniem. Także w weekendy.

Otoczenie bardzo zwracało na to uwagę. Koleżanki dopytywały jak to zrobiłam. Mówiłam szczerze, że stoi za tym praca z mądrym specem od żywienia i stylu życia oraz trening na siłowni z mądrą trenerką personalną, a nie żadna dieta cud, którą robię od kilku tygodni.

 

chleb gryczany własnego wypieku 
(fot. archiwum prywatne M.)

 

MBT: Jak program wpłynął na Twoją motywację i rozwój osobisty?

Zachęcił mnie do większej elastyczności umysłu. Musiałam w zasadzie wywrócić do góry nogami dotychczasowy system żywieniowy. Zamienić ten, który stał się dla mnie niefunkcjonalny, na ten, który jest dla mnie optymalny: odżywczy, prozdrowotny, pozwalający okiełznać Hashimoto.

Myślę, że przełomowy był etap eliminacji produktów – zbudował we mnie przekonanie, że nie powinnam sobie w życiu szkodzić. Zarówno tym, co wkładam do ust, jak i otoczeniem, w którym funkcjonuję. Cztery miesiące po rozpoczęciu eliminacji zmieniłam pracę. Myślałam o tym przez rok i nie mogłam się zebrać. Eliminacja stała się triggerem, impulsem dla tej decyzji. Dała i nadal daje ogromną wiarę w siebie i poczucie sprawczości.

Wyzwań było w programie dużo. Włożyłam w to naprawdę sporo pracy. I jestem z tego bardzo dumna. Miałam poczucie, że mam kontakt z wysokiej klasy ekspertem, który wiedzą i zaangażowaniem pokazał mi jak odzyskać zdrowie i nie robić sobie krzywdy niewłaściwym odżywianiem.

 

MBT: Wspomniałaś o eliminacji. Jak oceniasz strategię eliminacyjną w wersji SZTUKI ŻYWIENIA?

Strategia eliminacyjna jest bardzo ciekawym doświadczeniem. Okazuje się, że można całkiem dobrze funkcjonować z ograniczoną pulą produktów, co wydaje się niemożliwe do wprowadzenia, jak się o niej czyta po raz pierwszy. Taki minimalizm w lodówce i na talerzu.

Wprowadzanie produktów uczy obserwowania i rejestrowania reakcji na potencjalne zagrożenia, produkty alergizujące. W dodatku zapracował dla mnie też na poziomie mentalnym, o czym już wspomniałam. Daje to ogromną wiarę w siebie i poczucie sprawczości. Polecam to ćwiczenie. Nie wiem czy u każdego będzie to działało w sferze mentalnej, ale w zasadzie nie ma nic do stracenia. A nuż życie stanie się choć trochę lepsze.

 

MBT: Ostatnie półroczne było dla Ciebie pełne wyzwań. Kontynuowałaś dynamiczną (i stresującą) pracę, która wymagała wielu wyjazdów - w takich warunkach nie jest łatwo o dobrą dietę, nawyki i aktywność. Jak udało Ci się to połączyć?

W momencie kiedy zakwestionowałam leczenie tabletkami, kroplami i antybiotykami miałam olbrzymią determinację, żeby dotrzeć do sedna problemu i go rozwiązać. Jestem z tych, co wierzą w ciężką pracę, a nie wygraną na loterii. W dodatku potrzebowałam uniwersalnej metody naprawienia zdrowia, nie tylko możliwej do zastosowania w warunkach stacjonarnych. Na mój nomadyczny styl życia Marcin miał na szczęście sprawdzoną odpowiedź. Pozostało jedynie sprawdzić, czy na mnie też zadziała.

 

MBT: Jakie strategie pomogły Ci trzymać się nawyków w niełatwym czasie „rozjazdów”?

Zakupy spożywcze przed wyjazdem i gotowość w 100 proc. do pracy nad nawykami na wyjeździe. Wyjazd nie jest „wakacjami” od nawyków i gdy to sobie ustawisz mentalnie, to jest to do zrobienia. Wyjazd to po prostu inne, trudniejsze warunki, w których szlifujesz nawyki. Ale masz pod ręką starannie dobrane produkty odporne na psucie się i suplementy, które cię poratują – dla mnie odkryciem na wyjazdy są tłuszcze MCT [średniołańcuchowe kwasy tłuszczowe – przy. red.] i batony o dobrym składzie, które polecił mi Marcin.

 

MBT: Co sądzisz o planie żywieniowym i systemie opartym na nawykach SZTUKI ŻYWIENIA? Czym różni się to od diet?

Jest kolosalna różnica w metodyce pracy Marcina a dietetyków, z którymi do tej pory miałam do czynienia. Tu dostaję wędkę, nie rybę. I to sprawia, że jestem samodzielna w podejmowaniu prozdrowotnych wyborów dietetycznych. Wiem, że odpowiedzialność za nie jest po mojej stronie, bo przeszłam cały proces diagnostyczny i edukacyjny, i wiem co mi służy, a co nie. To bardzo ważne.

Myślę, że to trochę tak jak w fizjoterapii, gdzie „terapia leżankowa”, podczas której pacjent biernie poddaje się terapii manualnej, przynosi mniejsze efekty niż nauka i późniejsza samodzielna praca pacjenta nad prawidłowymi wzorcami ruchu i samodzielnym wykonywaniem ćwiczeń wzmacniających, po odpowiednim instruktażu.

 

fot. archiwum prywatne M.


MBT: Suplementacja to dla Ciebie pomocna strategia. Jaki produkt byś wyróżniła?

Enzymy proteolityczne - mistrzostwo świata. Nie miałam pojęcia, że takie preparaty istnieją i działają cuda. Organizm naprawdę się po nich naprawia. To tak jakby oliwić łańcuch roweru.


MBT: Czego doświadczyłaś na różnych etapach współpracy?

Towarzyszyło mi m.in zaskoczenie (nową wiedzą, efektami), frustracja podczas nauki nawyków (szczególnie kontroli węglowodanów) i wypełniania raportów, radość z zażegnania kłopotów z żołądkiem i jelitami, z poprawy sylwetki, sceptycyzm na pierwszym etapie współpracy. Wcale nie jest tak łatwo zacząć coś zmieniać a efekty pojawiają się dość wolno - ale jak już się pojawią, to sprawy nabierają tempa.

 

MBT: Czy w porównaniu z innymi doświadczeniami program SZTUKI ŻYWIENIA jest trudny?

Program kładzie duży nacisk na odpowiedzialność za własne wybory żywieniowe i ich konsekwencje dla zdrowia. Odkrywa szkodliwe zależności starych przyzwyczajeń, pokazuje szkodliwość pewnych produktów i uczy nowych, zdrowych nawyków. Daje bardzo dużo pożytecznej wiedzy. Wymaga, oczywiście, sporej dozy samodyscypliny i zaangażowania - jak trening sportowy. Wiadomo, sam się nie zrobi. Warto jednak dać sobie szansę.

 

MBT: Co Cię najbardziej zaskoczyło?

Sposób żywienia to jest kwestia przyzwyczajenia, wyrobienia nawyku. I, o dziwo, da się to w końcu zmienić. Największym przełomem dla mnie było wyrobienie nawyku eliminacji z menu produktów, które pogarszają moją kondycję zdrowotną.


MBT: Jakie są Twoje ulubione super produkty i dania?

Mam to szczęście, że lubię i umiem gotować. Nauczyłam się tego w domu rodzinnym. Bardzo lubię – i dobrze mi wychodzą – wolno gotowane lub pieczone mięso, pasztet, rosół, zupa na sercach gęsich lub kaczych, barszcz ukraiński. Moje ulubione warzywa to seler naciowy, cykoria i ogórki (także kiszone), kiełki lucerny i słonecznika. Z owoców lubię najbardziej borówki amerykańskie, kiwi, maliny i pomarańcze. Łakociem są dla mnie suszone figi.


 fot. archiwum prywatne M.


MBT: Jak oceniasz swoje osiągnięcia w zakresie dbałości o zdrowe jedzenie, aktywność i styl życia z perspektywy poprzednich lat?

Teraz robię to efektywniej, bo mam zupełnie inną świadomość swoich potrzeb żywieniowych i suplementacji, wynikających głównie z choroby autoimmunologicznej. Wiem, że ta świadomość nie zwalnia mnie z obserwacji reakcji organizmu i monitorowania stanu zdrowia przez badania. Dzięki temu, że mam odpowiednio dobraną dietę obecnie jestem w stanie utrzymać aktywność na bardzo zadowalającym poziomie. Styl życia zmieniłam na taki, w którym jest obowiązkowy czas na regenerację.

 

MBT: Jakbyś miała w jednym zdaniu powiedzieć czym dla Ciebie jest Sztuka Żywienia, to co byś powiedziała?

Jest to praca z wysokiej klasy ekspertem w zakresie psychodietetyki. Zaadresowane problemy znajdują tu rozwiązania oparte na najświeższej wiedzy naukowej z zakresu żywienia.

Albo inaczej: jest to proces edukacyjny w zakresie dietetyki funkcjonalnej zamknięty w ramy programu skalibrowanego do konkretnych potrzeb podopiecznego. 

 

MBT: Jeśli znajomy zastanawiałby się nad przystąpieniem do programu SZTUKI ŻYWIENIA i pytał o opinię, co byś powiedziała?

Dla mnie praca w programie to była inwestycja w przyszłość. Mająca stopę zwrotu bezcennie wysokooprocentowaną w postaci poprawy stanu zdrowia. W moim przypadku - to nauka kompetencji do  poskromienia chorób autoimmunologicznych po to, by cieszyć się życiem, a nie na nie narzekać.


MBT: Jakie masz dalsze plany, cele, marzenia?  

Chcę stawać na rękach bez podparcia, podnieść w martwym ciągu tyle kg ile ważę (czyli coraz mniej), zrobić z siostrą „zimny weekend” w Izerach na biegówkach, z morsowaniem w górskim potoku, wrócić do kitesurfingu, pojechać na wakacje na Teneryfę i zabrać tam rower szosowy, pójść na koncert Leszka Możdżera i Holland Baroque.


MBT: Jaką jedną radę dałabyś osobie, która chcą być w dobrej formie, zmienić swoje żywienie i radzić sobie z chorobą autoimmunologiczną, taką jak Hashimoto?

Bierz ster w swoje ręce, nie oddawaj go Hashimoto. To Twoje życie. Nie dryfuj. Zacznij pracować - każdego dnia mały krok w dobrym kierunku. Tajemnicą małych kroków jest to, że ZAWSZE się udają ;) A jak robisz małe kroki, to uzbrajasz się w cierpliwość, bo trochę ci zajmie zanim dotrzesz tam gdzie chcesz. Powodzenia!

 


POZNAJ INNE HISTORIE SUKCESU

  • Ela, 2 lata – wywiad z Rodzicami - żegnajcie leki na astmę, alergię i AZS! niesamowita historia dwuletniej Eli i jej rodziny link
  • Ela, 2 lata – żegnajcie leki na astmę, alergię i AZS! STUDIUM PRZYPADKU link
  • Adam, 34 lata - 8 kilogramów zaufania link
  • Krzysiek, 31 lat - program SZTUKI ŻYWIENIA jako “life changing experience” link
  • Piotrek, 32 lata - 10 kg mięśni. plus 10 do pewności siebie link
  • Adam - transformacja roku 2014! link
  • Mariusz - "dużo jeść i mało ważyćlink
  • Elżbieta, 52 lata - "żadna dieta, tylko nowy styl żywienialink
  • Piotr, 38 lat - "zyskać świadomość, jak to wszystko poukładać" link
  • kobieta, 33 lata - trenerski Dr House. SZTUKA ŻYWIENIA w poszukiwaniu planu idealnego (transformacja roku 2012) link
  • Ewa, 58 lat - „trudno uwierzyć, że tak małym nakładem pracy można osiągnąć jakikolwiek pozytywny wynik” link
  • Łukasz, 34 lata - holistyczny minimalizm link
  • Agnieszka, 30 lat - nawyki, trening, joga, włosy i paznokcie. czyli gubienie tłuszczu to nie wszystko link
  • Karol - trenerskie spotkanie i klucz do sukcesu link









Komentarze