W
weekend skończyłem bardzo udany cykl treningowy. Aby maksymalnie wykorzystać dobrodziejstwa
systemu SIR (siła, intensywność, relaks – o systemie już wkrótce), sobotę i
niedzielę wykorzystałem na aktywność z kategorii R (relaks) oraz dodatkowy
posiłek w ramach moich 10% niestosowania się do zasad.
fot. Michalina Bończa-Tomaszewska |
W
niedzielę grałem z moim siostrzeńcem Frankiem w nogę, choć nie pamiętam, kiedy
ostatnio kopałem piłkę.
Poprzedniego dnia wpadli do nas znajomi, a Miśka upiekła pyszny sernik (oczywiście
bez mąki, cukru i masła), który szybko zamienił się w mój dodatkowy posiłek (w
dzień średnio węglowodanowy, średnio kaloryczny). Długi wieczorny spacer zapoczątkował
fazę regeneracji.
fot. Michalina Bończa-Tomaszewska |
Ja
wkroczyłem w fazę regeneracji, a Miśka rozpoczęła nowy trening. W jej
zmodyfikowanym programie treningowym oprócz ćwiczeń siłowych uwzględniliśmy
sprinty. Może nie wszyscy o tym wiedzą, ale Misia kieruje się zasadą
minimalizmu treningowego J
czyli ćwiczyć tyle, żeby były efekty, a resztę czasu poświęcić na pracę i
pasje. Po pierwszym tygodniu stwierdziła, że, choć początki nowych treningów
nie były łatwe, to takie biegi są dobrym rozwiązaniem. Jak sama mówi:
„Regularna aktywność fizyczna zakończyła się dla mnie w siódmej klasie
podstawówki, a rozpoczęła na nowo 3 lata temu. Byłam sprawnym dzieckiem, dużo
tańczyłam (chodziłam do Gawędy), ale lekcje WF bywały prawdziwą udręką.
Zwłaszcza bieg na 60
metrów ! Sprintów nienawidziłam i do tej pory nie
podejrzewałam, że jestem w stanie w ogóle je robić.”
fot. Marcin Bończa-Tomaszewski |
Na
początku tygodnia sprawdziłem, jak jej idzie. Jest świetnie! Stwierdziłem, że
wbrew moim podejrzeniom Miśka w trakcie sprintów daje z siebie naprawdę dużo. To
najlepszy przykład na to, że warto się przełamywać i próbować nowych,
skutecznych rozwiązań. Nawet jeśli intuicyjnym wyborem byłby spacer lub długie
bieganie.
Przyznam,
że cieszy mnie myśl o nowych treningach. Ale od kilku dni przypominam sobie o
korzyściach aktywnej regeneracji, która nie musi oznaczać ‘nicnierobienia’.
Choć pasywne wylegiwanie się jest czasem potrzebne, to jak widać upieczenie
dwóch pieczeni na jednym ogniu jest jak najbardziej możliwe.
jedz
z głową, trenuj wytrwale i ciesz się z rezultatów
Marcin
Bończa-Tomaszewski
założyciel
SZTUKI ŻYWIENIA, główny trener